Coraz cieplej i ładniej się tam robi za oknem. Lubię patrzeć, jak natura sama budzi się do życia. Po zimie wszystko kwitnie, budzą się zwierzęta. Jest pięknie.
Dzisiaj taki krótki wstęp, bo zapraszam Was do recenzji, jaką przygotowałam.
Przyjrzałam się dokładnie maseczkom w płachcie z biedronki, które raczej są dość popularne i każdy je widział w dyskoncie. Nie tylko chodzi tu o te, co będę opisywać, ale również o te, co możemy spotkać w innych marketach czy drogeriach. Jeszcze parę lat temu ja nie słyszałam o maseczkach w płachcie i raczej nie byłam nimi zainteresowana. Gdyż miałam swoje ulubione maseczki do twarzy, których używałam. Potem zaczął się szał właśnie na maseczki w płachcie i teraz gdzie nie spojrzę w sklepie, jest ich pełno jak zabawek z chin. Nie wiem, w czym tkwi zachwyt maseczek w płachcie, ale niestety mnie on nie bardzo przekonuje.
Obie maseczki przykuły mój wzrok dzięki zdjęciom na opakowaniu. Jednak z perspektywy konsumenta patrzymy bardziej na obrazki, niż czytamy szczegółowo, co kupujemy. Co do samego opakowania jest dobrze wykonane i wodoszczelne. Jest to pojedyncza saszetka. Wykonana w miękkiej tektury. W obu przypadkach grafika jest biała, a z przodu jest obraz z danym owocem w składzie np. brzoskwinia, liczi itp.

Na warsztat opisowy wzięłam dwie maseczki z Biedronki, a są to:
- Litchi with Iceland Glacial Water Mask Sheet (Nawilżająca maseczka z wodą lodowcowa oraz wyciągu owocu liczi)
- Peach Iceland Glacial Water Sheet Mask (Nawilżająca maseczka z wodą lodowcowa oraz wyciągu z brzoskwini)
Druga z nich maseczka nawilżająca z wodą z lodowca oraz wyciągu z brzoskwini. Też mnie ona zainteresowała, dlatego również zdecydowałam się na jej kupno. Również jest to maseczka w formie płachty. W składzie tej maseczki znajdziemy ekstrakt z brzoskwini, który świetnie sprawdzi się przy suchej cerze oraz pozbawionej blasku. Owoc ma właściwości dość mocno nawilżające i rozświetlające. Po użyciu produktu nasza buzia wygląda na odżywioną i promienną. Tak samo jako pierwsza maseczka, którą opisywałem powyżej, również jest mocno nasączona esencją. Producent zapewnia, że maseczki z tkanin są cieniutkie i lekkie. Plusem maseczki jest to, że nie spada z twarzy i utrzymuje się dobrze.
Podsumowując:
Jeżeli jesteś osobom, co lubi maseczki w płachcie, to na pewno przypadną one Tobie do gustu. Ja jestem raczej z tych, co lubią tradycyjne maseczki i często ich używam. Co do maseczek w płachcie jest to dobre i szybkie rozwiązanie, jeżeli chcecie odświeżyć buzię przed pójściem na spotkanie czy na wyjeździe wakacyjnym. Jest to wygodna forma, dla tych, co nie lubią babrać się z tradycyjnymi maseczkami, do których trzeba mieć trochę cierpliwości, by je zmyć. Sama forma takich maseczek ma na pewno wiele plusów.
Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić to może do esencji tej maseczki, której było zdecydowanie za dużo. A po zdejmowaniu maseczki zostawała mi klejąca warstwa na buzi, którą musiałam zmyć, bo nie mogłam znieść takiego uczucia sklejonej buzi. Po zmyciu produktu letnia woda i mydłem efekt był zadowalający.
Jeżeli już mam taką maskę na buzi to tylko dlatego, że chce zobaczyć czy testowane przez ze mnie produkty kosmetyczne spełnią moje oczekiwania i posłużą na lata. Ale jeżeli wiem, że produkt nie spełnił się w 100%, to raczej jestem niezadowolona z kosmetyku. I wiem, że jeżeli będzie on dostępny w dyskoncie czy drogerii, to raczej nie spojrzę na niego dobrym okiem.
Także, na razie maseczki, które dzisiaj miałam przyjemność opisywać były dla mnie testem czy spełnią moje oczekiwania. Co do samego działania są świetne, tylko ta esencja mnie trochę odstraszyła. Trudno będę szukać aż w końcu znajdę tą jedyną.